„Teściowie”, czyli weselmy się…
…bo dobry film nam nastał. Komediowy debiut reżyserski Jakuba Michalczuka doskonale oddaje mentalność polskich rodziców i teściów. W dodatku raczy nas też świetnymi dialogami i pełnym kunsztu aktorstwem.
Ona temu winna, czy on temu winien?
Córka Wandy i Tadeusza oraz syn Andrzeja i Małgorzaty znienacka rozstają się tuż przed ślubem. Tymczasem sala weselna opłacona, orkiestra gra, a tort i znaczne ilości alkoholu czekają już w lodówce. Zjeżdżać zaczynają się też zaaferowani goście, a przecież trzeba ich jakość przyjąć. Teściowie usiłują zapanować nad chaosem oraz wścibskimi pytaniami i dobrymi radami weselników. Co ważniejsze, usiłują zapanować także nad sobą i się nawzajem nie pozabijać, gdyż każde uważa, że winna sytuacji jest ta druga strona. W dodatku rodziny różni bardzo wiele – pochodzenie, praca, status materialny i gust.
Zagraj mi jeszcze
„Teściowie” to film przede wszystkim doskonale obsadzony i zagrany. Maja Ostaszewska w roli zmanierowanej i rozhisteryzowanej Małgorzaty przechodzi samą siebie! Kroku pewnie dotrzymuje jej Marcin Dorociński, grający zrezygnowanego i trzeźwo stąpającego po ziemi Andrzeja. Bardzo dobrze wypada też Iza Kuna w roli targanej żalem, ale i zazdrością Wandy. A Adam Woronowicz bryluje w roli prostego, skromnego „chłopa” Tadeusza. Interakcje tego kwartetu niosą nas przez cały film – szokują, obnażają nasze polskie przywary, walą prawdę między oczy i bawią do łez.
Teściowie, teatr i wesele
To produkcja bardzo teatralna (jest ekranizacją sztuki „Wstyd” Marka Modzelewskiego, wystawianej w Teatrze Współczesnym), jednak dzięki pracy kamery nie można odmówić jej dynamizmu. Podczas seansu podążamy za bohaterami, przemierzając kolejne pomieszczenia restauracji i jej okolic. Czasami wpadamy na plotkującą obsługę, czasami na pociąg weselników. Nadaje to obrazowi ciekawego efektu i pomaga utrzymać uwagę.
Współbohaterem filmu staje się tutaj także dobrze dobra na muzyka. Nadaje ona dynamizmu scenom, a czasami nawiązuje do rozgrywających się właśnie dramatów.
Mów mi jeszcze
Kolejnym mocnym punktem produkcji są dialogi. Może miejscami nieco przerysowane, ale w większości doskonale oddają weselne rozmowy i teksty typowych teściów i teściowych. Siedząc w kinie, ma się wrażenie, jakby się słyszało swoich rodziców/teściów. Jestem pewna, że niektóre teksty przejdą za kilka lat do klasyki kina i wtopią się w codzienny język. Aby się to jednak wydarzyło, film musi obejrzeć sporo widzów, więc nie zwlekajcie z wizytą w kinie! Na pewno nie pożałujecie!
Gdzie obejrzę?
W kinach.
P.S. Ja bym takie filmy, ukazujące polskość w tragikomiczny sposób, zaczęła wysuwać jako polskich kandydatów do Oscara. A nie tylko turbo poważne, historyczne obrazy o narodowym męczeństwie. Może byśmy czasami pozytywnie zaskoczyli Akademię?